środa, 3 czerwca 2015

To nic.

Czuję się nijaki. Wyblakły. Im bardziej poznaję świat, im więcej wypowiedzi innych ludzi czytam, tym bardziej mam wrażenie, że nic sobą nie reprezentuję. Koniec końców zastanawiam się, po co jeszcze istnieję.
To śmieszne stwierdzenie, że nie mam sensu. A jednak trafne.
Zastanawiałem się od kilku dni, co by było, gdybym wyblakł całkiem. Rozmyślałem też, co by było, gdybym wyciągnął z siebie te marne cechy. Poprosiłem nawet o pomoc w tej kwestii. Problem tkwi w tym, że gdybym się ich pozbył, nie zostałoby ze mnie prawie nic. Nawet doszedłem do wniosku, że właśnie przez to uciekam od interakcji z innymi. Zwyczajnie nie chcę rozmawiać. Bo przecież porozmawiam z kimś przez chwilę, wrócę do siebie i zacznę wszystko analizować, potem jeszcze raz, aż dojdę do wniosku, że trzeba było siedzieć cicho. I przez następne kilka tygodni będę milczał, bo tak mam w zwyczaju.
Skąd w człowieku bierze się taka depresyjna natura? Z jednej strony lubię to, jaki jestem, ale z drugiej...mdli mnie. Mdli na myśl, jak bardzo jestem bez wyrazu. Co by było, gdybym jednak się rozpłynął, oddał wszystkie swoje cechy z powrotem. Nie zostałem stworzony z jakiegoś powodu. Zostałem stworzony po prostu. Nie mam celu, więc nie mogę powiedzieć, że moje zadanie się wypełniło, chociaż bym chciał, bo przynajmniej wtedy miałbym jakieś wytłumaczenie na obecny stan mojej osoby. Ale mimo wszystko chcę żyć. Życie jest piękne. Tylko dlaczego nie potrafię żyć szczęśliwie? Dlaczego odkąd pamiętam jestem smutnym bytem?
A przecież rozstania bolą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz