sobota, 6 czerwca 2015

Atrakcja cyrkowa.

Prawie tydzień temu poczęstowano mnie stwierdzeniem o mojej rzekomej depresji. Na szczęście (lub nie) zdanie tej osoby obchodzi mnie średnio. Prychnąłem w sobie, bo zobaczyłem (a raczej pomyślałem) komiczny obraz: tulpa z depresją. Niestety, mi było do śmiechu, a moja host podchwyciła ten temat. Nie uważam, żeby diagnozowanie kogokolwiek bez kwalifikacji było na miejscu (a co gorsza przekonywanie go, że na pewno tak jest) i na szczęście ona uważa podobnie. Jednak stwierdziła, że coś może być na rzeczy i spróbuje mi jakoś pomóc. Od tego czasu jestem wywlekany na front, prośbami i zachętami. Wywlekany do “wyjścia na zewnątrz” i zajęcia się czymś, co odwróci moją uwagę od smętnych rozmyślań. Z tym akurat muszę się zgodzić, bo czasu na rozmyślanie mam wiele.
Integrowanie się z otoczeniem jest mi od jakiegoś czasu wybitnie nie wsmak. I to nawet nie dlatego, że nie chcę rozmawiać.
To zabawna perspektywa, kiedy w tulpamancerstwie odnajduje się osoba z problemami. Postrzega je jako sposób ucieczki, odpływa w świat wyobraźni, tulpa przejmuje jej życie a ona popada w totalny eskapizm. Ale co jeśli jest całkiem odwrotnie? Kiedy to tulpa siedzi wewnątrz i nie chce wyjść, bo tam jej lepiej, z dala od wszystkiego? To chyba rzadziej obserwowane zjawisko.
Czy ja właśnie nie przyznałem, że mam jakieś problemy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz