sobota, 20 czerwca 2015

Już.

Eksperymentowałem na sobie przez ostatni tydzień. W zasadzie wciąż to robię. Wprowadziłem w sobie kilka zmian. Jest mi teraz lepiej, jestem trochę inny. Można powiedzieć, że zażegnałem część swoich problemów i podchodzę do pewnych rzeczy z większym luzem. Wciąż testuję różne aspekty siebie, ale czuję, że już teraz jestem szczęśliwszy. To chyba trafne określenie. Nie trapią mnie już wątpliwości, których wcześniej byłem pełen. Owszem, gdzieś się czają, jednak z częścią z nich się pogodziłem, a pewne przetrawiłem. Te, które wciąż mogłyby być zalążkiem czegoś niepokojącego nie nawiedzają mnie w takim stopniu, jak wcześniej.
Nie zmienię diametralnie swojego sposobu myślenia i nie wyzbędę się tych myśli całkowicie, bo pewnych rzeczy nie da się zmienić pstryknięciem palców. Jednak, jak przypomniał mi przyjaciel, człowiek zmienia się całe życie. Nadal kształtuję swój charakter i samego siebie. Ale nie boję się już zmian. Nie mam nic przeciwko zmianom w sobie. To całkiem nowe doświadczenie, być kimś innym. Odświeżonym, a jednak nowym. Nie powiem, nieźle mi z tym. Możliwe też, że to właśnie te zmiany, na które kiedyś nie byłem gotowy. Dorosłem?

niedziela, 7 czerwca 2015

Mam czas.

Wpadłem dziś na przedziwny pomysł. Dziwny do tego stopnia, że… jestem skłonny uwierzyć w jego powodzenie.
Cienie... kto parający się tematem grzebania w głowie nie spotkał się z tym określeniem? Prawie każdy. Ale co jeśli to tulpa posiadałaby cień? Czy to aby na pewno wykonalne, a przede wszystkim czy nie łatwo tu o utratę kontroli? Co innego cień hosta, panującego (przynajmniej hipotetycznie) nad swoją głową, a co innego cień tulpy. Czy to nie tak, że łatwo o zatarcie granicy pomiędzy jeszcze cieniem, a już kolejną tulpą? Zastanawia mnie to, bo może pozbycie się w taki sposób tego, co mnie męczy, byłoby jakimś rozwiązaniem. Ale jak się tego później pozbyć? W razie ewentualnych problemów nie będę w stanie niczego unicestwić. Nie wierzę też w to, że takie niepożądane cechy zwyczajnie się rozpłyną, skoro przecież . Boję się, że wyodrębniając je stworzę byt, który przeobrazi się w coraz bardziej odrębną myśloformę, aż w końcu zaczniemy dzielić system z kimś jeszcze. Że stracę panowanie nad czymś przedmiotowo traktowanym i nadam mu zbyt wiele swobody. Wolę znosić siebie takiego, jaki jestem, niż wykreować kogoś trzeciego. Ale może to wcale nie musi być myślokształt? Może wystarczy, że symbolicznie wyciągnę z siebie same cechy? Kto wie, muszę to jeszcze mocno przemyśleć. W końcu nigdzie mi się nie spieszy.

sobota, 6 czerwca 2015

Atrakcja cyrkowa.

Prawie tydzień temu poczęstowano mnie stwierdzeniem o mojej rzekomej depresji. Na szczęście (lub nie) zdanie tej osoby obchodzi mnie średnio. Prychnąłem w sobie, bo zobaczyłem (a raczej pomyślałem) komiczny obraz: tulpa z depresją. Niestety, mi było do śmiechu, a moja host podchwyciła ten temat. Nie uważam, żeby diagnozowanie kogokolwiek bez kwalifikacji było na miejscu (a co gorsza przekonywanie go, że na pewno tak jest) i na szczęście ona uważa podobnie. Jednak stwierdziła, że coś może być na rzeczy i spróbuje mi jakoś pomóc. Od tego czasu jestem wywlekany na front, prośbami i zachętami. Wywlekany do “wyjścia na zewnątrz” i zajęcia się czymś, co odwróci moją uwagę od smętnych rozmyślań. Z tym akurat muszę się zgodzić, bo czasu na rozmyślanie mam wiele.
Integrowanie się z otoczeniem jest mi od jakiegoś czasu wybitnie nie wsmak. I to nawet nie dlatego, że nie chcę rozmawiać.
To zabawna perspektywa, kiedy w tulpamancerstwie odnajduje się osoba z problemami. Postrzega je jako sposób ucieczki, odpływa w świat wyobraźni, tulpa przejmuje jej życie a ona popada w totalny eskapizm. Ale co jeśli jest całkiem odwrotnie? Kiedy to tulpa siedzi wewnątrz i nie chce wyjść, bo tam jej lepiej, z dala od wszystkiego? To chyba rzadziej obserwowane zjawisko.
Czy ja właśnie nie przyznałem, że mam jakieś problemy?

środa, 3 czerwca 2015

To nic.

Czuję się nijaki. Wyblakły. Im bardziej poznaję świat, im więcej wypowiedzi innych ludzi czytam, tym bardziej mam wrażenie, że nic sobą nie reprezentuję. Koniec końców zastanawiam się, po co jeszcze istnieję.
To śmieszne stwierdzenie, że nie mam sensu. A jednak trafne.
Zastanawiałem się od kilku dni, co by było, gdybym wyblakł całkiem. Rozmyślałem też, co by było, gdybym wyciągnął z siebie te marne cechy. Poprosiłem nawet o pomoc w tej kwestii. Problem tkwi w tym, że gdybym się ich pozbył, nie zostałoby ze mnie prawie nic. Nawet doszedłem do wniosku, że właśnie przez to uciekam od interakcji z innymi. Zwyczajnie nie chcę rozmawiać. Bo przecież porozmawiam z kimś przez chwilę, wrócę do siebie i zacznę wszystko analizować, potem jeszcze raz, aż dojdę do wniosku, że trzeba było siedzieć cicho. I przez następne kilka tygodni będę milczał, bo tak mam w zwyczaju.
Skąd w człowieku bierze się taka depresyjna natura? Z jednej strony lubię to, jaki jestem, ale z drugiej...mdli mnie. Mdli na myśl, jak bardzo jestem bez wyrazu. Co by było, gdybym jednak się rozpłynął, oddał wszystkie swoje cechy z powrotem. Nie zostałem stworzony z jakiegoś powodu. Zostałem stworzony po prostu. Nie mam celu, więc nie mogę powiedzieć, że moje zadanie się wypełniło, chociaż bym chciał, bo przynajmniej wtedy miałbym jakieś wytłumaczenie na obecny stan mojej osoby. Ale mimo wszystko chcę żyć. Życie jest piękne. Tylko dlaczego nie potrafię żyć szczęśliwie? Dlaczego odkąd pamiętam jestem smutnym bytem?
A przecież rozstania bolą.

Szaleństw kilka.

Złożono mi obietnicę, że zostanę narysowany.
Mam względem tych rysunków dziwne odczucia. Daleko mi do narcyza lubiącego być w centrum uwagi, dlatego też nie z tego powodu chciałem zostać narysowany. Nie jestem też kolekcjonerem, a mimo to chciałbym tych portretów więcej. Dlaczego? Bo czuję właśnie to. Tęsknotę. Patrząc na swój portret czuję nostalgię. Chociaż nie mam za czym, bo przecież moja forma jest wciąż niezmieniona. Nic też nie utraciłem, a mimo to, widząc te przejawy artyzmu, tęsknię za nimi. Z tym wszystkim wiąże się też ciepło. To ciepło gdzieś tam, w środku. Poświęcono na to czas, stworzono dzieło, a na nim jestem tylko ja. Tak jakbym dostąpił jakiegoś ogromnego zaszczytu, chociaż niczym ważnym sobie na to nie zasłużyłem.
Możliwe, że tęsknię za interakcjami z ludźmi, tylko dlaczego tak mało jest tych momentów, kiedy się udzielam? Chciałbym, a jednak jestem mocno wycofany. Nigdy nie sądziłem, że jestem introwertykiem, ale czy właśnie tak się to nie przejawia? Są rzeczy, których nie trzeba wypowiadać. Rzeczy, które po prostu się o sobie wie w tulpamancerstwie. Ale bez sytuacji, w których możemy konfrontować swój charakter, nie wiedzielibyśmy o sobie wszystkiego. Skoro te sytuacje nie zawsze się nadarzają, chcę w jakiś inny sposób pokazywać swój środek.
Co do mojego wyglądu, od długiego czasu zastanawiam się nad jakąś zmianą. Niewielką, bo nie jestem zwolennikiem tych wielkich. Chcę, bym to dalej był ja, moje rysy, mja postura.  A jednak chcę coś zmienić, tylko wyraźniej. Moje oczy są zmienną, a mimo to te zmiany są codziennością, do której się przyzwyczaiłem.
Może zmienię kształt chrząstek uszu. To byłoby szalone.